Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Właściwa idea własności

Treść

Smutno jest patrzeć, jak degeneruje się znaczenie słów. (...) Główny problem ze słowami polega na tym, że za bardzo się brudzą, przemierzając pełne błota drogi tego świata.
Dlaczego, na przykład, nie wolno mi nazwać samego siebie wolnomyślicielem? Wolności myślenia akurat mi nie brakuje. Nigdy nie spalono mnie na stosie za poglądy, nigdy nie byłem za nie torturowany i tylko od czasu do czasu bywałem za nie wyrzucany z pracy. Na zdrowy rozum mogę uczciwie stwierdzić, że cechuje mnie wolnomyślicielstwo. Nie mam wprawdzie pewności, czy jestem myślicielem, za to wolny jestem na pewno. Ale niestety - wolnomyśliciel nie oznacza bynajmniej człowieka, który posiada wolność myślenia, lecz człowieka, któremu nie wolno myśleć, że cuda się zdarzają. A przecież (mógłbym żałośnie zakrzyknąć) pozwólcie mi, o, pozwólcie, zwać się wolnomyślicielem! Moja myśl - przysięgam - wzlatuje tak swobodnie, że czasem prawie tracę ją z oczu. Mam też pełne prawo nazywać się agnostykiem, biorąc pod uwagę, jak ogromna i zdumiewająca jest ilość rzeczy, o których nie mam zielonego pojęcia. Tylko że nie da się tego zrobić. Oba te słowa zostały już zanurzone w ciemnych wodach i ufarbowane na mocne barwy. Dla mnie te wody są gorzkie i mętne, a barwy należą do heraldycznych kolorów piekła.
Słowa, podobnie jak ludzie, padają w boju i bywają zdradzane. (...) Jest takie słowo, które zostało skompromitowane w najgorszy możliwy sposób. Mam na myśli słowo "własność", które w nowoczesnym świecie nabrało znaczenia wręcz horrendalnego. "Własność" w dawnym języku była tym samym, co "właściwość". Oznaczała cechę, przynależność - jednocześnie implikując, że ów stan przynależności jest ze wszech miar właściwy. Niestety, w nowoczesnej Anglii i Ameryce własność przybrała takie formy, że stała się czymś mocno niewłaściwym, a nawet szokująco nieprzyzwoitym. Gdy jeden człowiek ma sto milionów dochodu rocznie - to gorzej niż niesprawiedliwość. To nieobyczajny żart. (...) Nawet szympans mógłby się z tego uśmiać. (...)
Właściwa idea własności jest szeroko rozpowszechniona pośród normalnych kobiet, mężczyzn i dzieci. (...) Problem w tym, że to zdrowe pojmowanie jest, jak się zdaje, najzupełniej nieznane pośród ludzi, rządzących światem albo mających takie ambicje. Oto fragment artykułu w gazecie - najlepszej gazecie socjalistycznej, jaką znam, i jednej z najlepszych gazet w Anglii: "Pan Asquith w jednym krótkim zdaniu podsumował, na czym polega trudność, powstrzymująca panów Belloka i Chestertona przed przyjęciem socjalizmu. (...) Cała magia własności - stwierdził pan Asquith - sprowadza się do poczucia bezpieczeństwa". (...) Nic podobnego. Magia własności z całą pewnością nie sprowadza się do poczucia bezpieczeństwa. Ma za to wiele wspólnego z posiadaniem. (...) Rozumieją to nawet dzieci - dla małego chłopca na pewno nie wychodzi na jedno i to samo, czy może w każdej chwili pożyczyć scyzoryk, czy też posiada swój własny. Gdyby własność sprowadzała się do bezpieczeństwa, jej magię najmocniej powinni odczuwać skazańcy w więzieniach. Żadna inna grupa Anglików nie ma tak niezbitej pewności, że dostanie wikt, opierunek i miejsce do spania. A jednak, dziwnym trafem, jakoś nie słyszałem, żeby skazaniec obsypywał swą pryczę pocałunkami i spoglądał na nią ze łzami dumy w oczach. (...) Gdyby prycze były ze złota, pościel z satyny, a strażnik przynosił na tacy szampana i ostrygi, więzień odczuwałby dokładnie tyle samo magii własności, co obecnie. Socjaliści nie rozumieją jednego prostego faktu: że własność oznacza nie tylko bezpieczeństwo, ale również szacunek dla samego siebie.
tłumaczenie - Jaga Rydzewska
Gilbert Keith Chesterton - fragment eseju, który ukazał się w "The Illustrated London News" 14.11.1908 r. (data wydania w USA).
"Nasz Dziennik" 2009-09-04

Autor: wa