Wygrywamy, gdy jesteśmy razem
Treść
Rozmowa z Danielem Wleklakiem, kapitanem reprezentacji Polski w piłce ręcznej
Awans na mistrzostwa Europy był celem oczywistym, tymczasem do ostatniego meczu nic nie było jeszcze pewne. Proszę przyznać, miał Pan momenty zwątpienia, że może się nie udać?
- Całe eliminacje były trudne i trochę zwariowane. Zaczynaliśmy tuż po igrzyskach olimpijskich, bez kilku zawodników zmęczonych trudami sezonu, kontuzjowanych. Porażki z Rumunią i Szwecją od razu postawiły nas w mało komfortowej sytuacji, jakiekolwiek kolejne niepowodzenie mogło nas pozbawić awansu. Jadąc do Czarnogóry przed tygodniem, wiedzieliśmy, że rywalom do pełni szczęścia brakuje zwycięstwa, stąd brał się nie lęk, ale duży szacunek wobec nich. I choć cały czas byliśmy przekonani o swojej wartości, czuliśmy, że grając, swoje wygramy, istniała jakaś nutka niepewności. Podobnie przed sobotnim spotkaniem z Rumunią. Sport to sport, nieobliczalny, często nieprzewidywalny. Na szczęście jesteśmy już przyzwyczajeni do gry o stawkę, presja nie pęta nam rąk, doświadczenia, jakie przez ostatnie lata zebraliśmy, procentują i to było zauważalne w kluczowych momentach eliminacji.
Chyba nikt się nie spodziewał, że tak naprawdę najgroźniejszym rywalem polskiego zespołu będą Czarnogórcy. Tymczasem już widzieli siebie na mistrzostwach...
- ...musieli tylko pokonać nas. A to nie takie łatwe (śmiech). Wygraliśmy z nimi zdecydowanie u siebie, powtórzyliśmy to na wyjeździe. Muszą się jeszcze wzmocnić, dojrzeć, na razie sporo im do nas brakuje, ale są na dobrej drodze. W ogóle piłka na Bałkanach rozwija się w szybkim tempie, Chorwacja ma ustaloną, wspaniałą markę od lat, ale i Czarnogóra, i Serbia spisują się coraz lepiej, potrafią napsuć krwi faworytom. Dla mnie osobiście przebieg wydarzeń w naszej grupie nie był jakimś szokiem czy superniespodzianką.
Nas ucieszył awans, to oczywiste, ale równie mocno fakt, jak bardzo dojrzałą, świetnie radzącą sobie w najważniejszych chwilach drużynę tworzycie. Pojedynki ze Szwecją, Czarnogórą i Rumunią, grane pod wielką presją, potwierdziły to dobitnie.
- Jesteśmy grupą ludzi świetnie dobranych nie tylko pod względem umiejętności, ale i charakterów. Dobrze się czujemy razem, mamy te same cele, marzenia, tworzymy kolektyw, doskonale się rozumiejącą paczkę na parkiecie i poza nim. Wspólnie cieszymy się ze zwycięstw i wspólnie pokonujemy przeszkody, jakie się pojawiają po drodze. Nie zawsze jest łatwo, pięknie i przyjemnie, czasami trzeba przełykać gorycz niepowodzenia. Razem - łatwiej. Szczególnie w Kielcach, podczas naszego finału eliminacji, udzieliła się nam fantastyczna atmosfera panująca na trybunach. Miałem wręcz problem, aby pohamować niektórych kolegów; byli tak umotywowani, mieli w sobie tak wielkie pragnienie parcia do przodu, że bałem się, że może im zabraknąć sił. To było niesamowite. Cieszymy się, że kibice są z nami, żyją i przeżywają z nami każdy mecz.
Dwa lata temu, podczas mistrzostw świata w Niemczech, weszliście na szczyt i na nim pozostaliście. Chciałoby się rzec - oby jak najdłużej.
- Nie jest łatwo zbudować silną drużynę z ludzi, którzy mają umiejętności, ale nigdy wcześniej nie odnosili razem sukcesów. Bogdanowi Wencie i Danielowi Waszkiewiczowi, naszym trenerom, ta sztuka się udała. Po krótkim czasie wspólnej pracy sięgnęliśmy szczytu, no prawie. Zostaliśmy wicemistrzami świata, więc jeszcze jeden stopień wciąż przed nami, mam nadzieję, że kiedyś uda nam się na nim stanąć. To tak na marginesie. Po niemieckim turnieju stanęliśmy przez wyzwaniem: utrzymać aktualny poziom i pozycję, a najlepiej uczynić kolejny krok do przodu. Nikt nie stoi przecież w miejscu, wszyscy się rozwijają. Po drodze nie zawsze osiągaliśmy zamierzone cele, nie stanęliśmy na podium mistrzostw Europy i igrzysk olimpijskich, ale zawsze w najważniejszych turniejach graliśmy i byliśmy w czołówce. To cieszy. Proszę zauważyć, jak wielką rolę w rywalizacji o najwyższe cele i na najwyższym poziomie odgrywają detale. Na ME zabrakło nam dwóch, trzech bramek i być może walczylibyśmy o medale. Podczas mundialu w Chorwacji jeden niesamowity rzut Artura Siódmiaka otworzył nam drogę do sukcesu i podium. Na igrzyskach szło chłopakom kapitalnie, aż do słabszego meczu z Islandią. Gdyby zagrali jak wcześniej, być może zdobyliby złote medale.
Jak bardzo zmienił się polski zespół od mundialu w Niemczech?
- Z każdym meczem, wspólnym zgrupowaniem, jesteśmy coraz bardziej zgrani, odkrywamy nowe możliwości. Wiemy, że posiadamy sporo rezerw, które można wyzwolić. Naszą siłą jest kolektyw, zespół - tak było, jest i będzie. Bywało, że przekonywaliśmy się o tym dość boleśnie. Tylko gdy jesteśmy razem, robimy dokładnie to, co do nas należy, z myślą o drużynie, gramy wspólną piłkę, wygrywamy i odnosimy sukcesy. Choć w Niemczech odnieśliśmy największy jak do tej pory sukces, to wydaje mi się, że teraz tworzymy dojrzalszą i po prostu lepszą drużynę. A poza parkietem nie zmieniło się nic. Jesteśmy takimi samymi ludźmi jak na początku wspólnej przygody. Czujemy się świetnie w swoim towarzystwie, lubimy przyjeżdżać na zgrupowania...
Macie tylko coraz większą pewność siebie, przekonanie o swojej wartości?
- Przed mundialem w Niemczech też wiedzieliśmy, że potrafimy grać w piłkę, mamy mocny zespół, brakowało tylko kropki nad "i", namacalnego dowodu, że jesteśmy w stanie wygrywać na wielkich imprezach. Dopiero tamten sukces pozwolił nam ten stan zmienić. Widzimy to także po rywalach. Długo mieliśmy opinię zespołu niezłego, z perspektywami, ale bez sukcesów. Teraz każdy chce z nami wygrać, spręża się niesamowicie. To o czymś świadczy, ale też zobowiązuje do utrzymania poziomu. Mnie cieszy jeszcze jedno, że nasz zespół, mimo drogi, jaką przeszedł, sukcesów na koncie, cały czas wychodzi na parkiet z szacunkiem dla każdego przeciwnika. Niezależnie od tego, kto stoi po drugiej stronie, dajemy z siebie wszystko, zostawiamy na boisku serce i zdrowie.
Jak zatem będzie na mistrzostwach Europy? Medal wydaje się jedynym celem?
- Ja nigdy niczego nie obiecuję, nie deklaruję konkretnych miejsc, medali. Powiem zatem tak: naszym głównym celem będzie wciąż czerpać radość z tego, co robimy. Chciałbym, aby każdy z nas cieszył się, że jesteśmy i gramy razem i wspólnie możemy coś osiągnąć.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-06-24
Autor: wa