Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wyzwania? Tylko te największe

Treść

Rozmowa z Markiem Kolbowiczem, mistrzem olimpijskim i czterokrotnym mistrzem świata w wioślarskiej czwórce podwójnej
Trudniej na szczyt wejść czy na nim pozostać?
- Ciężkie pytanie, ale chyba pozostać. Wspinanie jest fajne, zwłaszcza gdy człowiek dostrzega postępy i... jest przy tym cierpliwy. Ja na igrzyskach olimpijskich byłem dziewiąty, szósty, czwarty i wreszcie pierwszy. Z drugiej strony ktoś mógłby powiedzieć, że do czołówki dobijałem się kilka lat, a jak do niej się dostałem, to utrzymałem się na stałe. Czemu więc trudniej? Ano dlatego, że bronienie zdobytych pozycji wymaga umiejętności, charakteru i mądrego podejścia nie tylko do sportu, treningu, ale i życia w ogóle. Trzeba być inteligentnym, mieć głowę na karku i twardo stąpać po ziemi, żeby nie dać się zwariować i nie stać się gwiazdą w pejoratywnym tego słowa znaczeniu. A to bywa trudniejsze niż zdobycie medalu olimpijskiego.
Często powtarza Pan, że w przypadku Waszej czwórki kluczem do sukcesu był mądry trening. Co to znaczy?
- Wypracowaliśmy model, na podstawie którego przygotowujemy się tylko do najważniejszych zawodów: olimpiady lub mistrzostw świata. Mądre kierowanie procesem treningowym powoduje, że na ich czas jesteśmy w optymalnej formie. Mniej więcej dwa tygodnie wcześniej osiągamy optimum (parametrów fizycznych, motorycznych, psychicznych etc.), które następnie utrzymujemy. Na sukces składa się to, co robimy w łódce, ale i na lądzie, po treningu. Wiemy, że musimy oddać się w ręce masażystów, fizykoterapeutów, lekarza, który na bieżąco wszystko monitoruje. Wiemy, że po sezonie nadchodzi czas na odpoczynek, dość długą przerwę. Do tego dochodzi żywienie, rodzina, pomoc najbliższych, również dziennikarzy, którzy interesują się nami i tym, co robimy. Świadomość, że wygrywamy nie tylko dla siebie, ale i rzeszy kibiców, także pomaga i dodaje sił.
W ilu procentach o Waszych sukcesach decyduje talent, a w ilu praca?
- Talent to hasło mocno przereklamowane. Jeśli ktoś przyjdzie na wiosła i przez pierwsze dwa miesiące uczy się równowagi na łódce, możemy pomyśleć: "Nie ma talentu, nie nadaje się". Nieprawda! Choćby nasz Konrad, miał problemy z nauczeniem się ruchu wioślarskiego, a jednak został mistrzem olimpijskim i czterokrotnym mistrzem świata. Przesądziły harówka i wysiłek - jego i osób trzecich, które mu w tym pomagały. Dla mnie najważniejsza, kluczowa jest zdolność nabywania pewnych umiejętności ruchowych, które można wypracować. Czyli praca, praca i jeszcze raz praca, choć oczywiście bez odpowiednich predyspozycji fizjologicznych za daleko się nie zajdzie. To w wioślarstwie fundament, na którym można potem budować.
Jak dużo jest po drodze wyrzeczeń, poświęceń i kosztów, niekoniecznie tych materialnych?
- Każdy, kto chce coś osiągnąć, musi się poświęcić. Nie ma innej drogi. Wioślarstwo jest moją pracą i pod tym względem nie różnię się od pani w kasie czy przedstawiciela handlowego. Każdy z nas liczy się z wyrzeczeniami, godzinami spędzanymi poza domem. To jest koszt największy, ale też mamy granicę, za którą nie pójdziemy. Gdyby ktoś zaproponował nam sukces kosztem półrocznego obozu z dala od najbliższych, pewnie podziękowalibyśmy. Na szczęście tak źle nie jest.
Mimo sukcesów, medali udało się Wam zachować pokorę i zdrowe podejście do rzeczywistości. To też wyzwanie.
- Spokojnie, spokojnie, wioślarstwo jest sportem dla ludzi pokornych, inni błyskawicznie się wykruszają. Szanujemy to, co robimy, wiemy, ile kosztują nas medale, jak wygląda droga, a przy tym jesteśmy chyba zbyt inteligentnymi ludźmi, by zacząć nosić głowy w chmurach. To nie dla nas. Pieniądze psują człowieka, szczególnie młodego, który szybko się ich dorobił i nagle na wszystko go stać. My nie mamy tego "problemu", na biedę nie narzekamy, ale pałaców sobie nie wybudowaliśmy i nie wybudujemy. Z drugiej strony jestem pewien, że od nadmiaru kasy też nie zwariowalibyśmy (śmiech).
Łatwiej czy trudniej przychodzi zdobywanie kolejnych medali?
- Zawsze jest tak samo. Ta sama praca, ten sam stres. My umiemy przegrywać, ale robimy wszystko, by dojeżdżać do mety na pierwszym miejscu. Każdy z nas ma takie wewnętrzne przekonanie, nie dopuszcza do siebie myśli o niepowodzeniu. Zakodowaliśmy sobie w głowach, że mamy zwyciężać. Koniec, kropka. I lubię to w nas.
Jesteście gotowi na porażkę?
- Tak, ale nie na głównej imprezie, nie na mistrzostwach świata.
Jak radzicie sobie z presją? Albo inaczej, czy w ogóle o niej myślicie, ma ona na Was jakiś wpływ?
- Pewnie, że ma. Truizm, że potrafi sparaliżować największych nawet mistrzów, jest prawdą. Przed każdym startem czujemy ścisk w żołądkach. A jak sobie radzimy? Ja i Adam czytamy książki, Michał siedzi przed komputerem i sprawdza notowania giełdowe, a Konrad jest w swoim świecie. Każdy ma jakiś sposób.
Zdobyliście już wszystko, macie na koncie złote medale z igrzysk i mistrzostw świata. Co Was nadal napędza?
- Wynik sportowy i ludzie, którzy na nas liczą. To, co przeżyliśmy niedawno w Poznaniu, było niesamowite, mnóstwo ludzi przyszło na trybuny tylko po to, by zobaczyć, jak zdobywamy mistrzostwo świata. To nas napędza, jest fantastyczną motywacją. Nie chcemy ich zawieść, chcemy zrekompensować bliskim ten czas, gdy jesteśmy na zgrupowaniach, z dala od domu.
Czujecie na sobie oddech świata, rywali?
- Zawsze. Ale nasi rywale mają do nas szacunek i jestem im za to wdzięczny.
Młodzi, żądni sukcesów i rewanżu będą jednak ciągle atakować, licząc na przełamanie mistrzów. To pewne. Dostrzega Pan rezerwy, które możecie jeszcze wyzwolić, by się obronić, nie dać, kontynuować zwycięską passę?
- Pod względem technicznym nasz występ w Poznaniu pozostawił mnóstwo do życzenia i to jest odpowiedź. Tak, mamy rezerwy, mamy co poprawiać i to też jest dobra wiadomość, bo skoro nie było idealnie, to znaczy, że może być lepiej. Pod względem fizycznym, zdrowotnym prezentowaliśmy się natomiast doskonale i podobnie musi być w przyszłości.
Co dalej? Fantastyczna passa aż do igrzysk w Londynie?
- Czemu nie? Niedawno sobie uświadomiłem, że od nieszczęsnych igrzysk w Atenach w 2004 roku z każdych regat przywozimy medal. Na olimpiadzie i mistrzostwach świata nie pokonał nas nikt. To chyba niezły wynik. Londyn to daleka perspektywa, na razie koncentrujemy się na kolejnym sezonie. Ale jak stawiać sobie wyzwania, to tylko te największe.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-09-23

Autor: wa