Z finansami gonitwa w piętkę
Treść
Propozycja przesunięcia części składek z otwartych funduszy emerytalnych do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wysunięta przez ministra finansów i minister pracy nie wejdzie w życie - ogłosił szef doradców premiera Michał Boni. Minister wyjaśnił, że celem rozpoczętej dyskusji o emeryturach jest takie usprawnienie systemu emerytalnego i samych OFE, aby przyszłe emerytury były wyższe. Drugim problemem do rozwiązania jest - jak podkreślił - kwestia rosnącego długu publicznego generowanego przez OFE.
Według wyliczeń rządowych, gdyby coroczna stopa zwrotu w OFE zwiększyła się o 0,25 pkt proc., to emerytury z II filara mogłyby być wyższe o 150-200 złotych. Innym rozważanym sposobem zwiększenia przyszłych świadczeń emerytalnych jest przedłużenie wieku emerytalnego. Jeden rok pracy dłużej pozwoliłby, według ministerialnych symulacji, podwyższyć emeryturę średnio o ok. 250 złotych. Warto przypomnieć, że w chwili wprowadzania reformy emerytalnej opartej na dwóch filarach - ZUS i OFE, ówczesny rząd obiecywał, że uzyskane emerytury będą mniej więcej na poziomie dotychczasowych zarobków. Potem stopniowo ograniczano te przewidywania do 70 proc. zarobków, 50 proc. i 30 procent. Poważnym wstrząsem dla opinii publicznej była wiadomość, że fundusze emerytalne podczas kryzysu finansowego straciły niemal wszystko, co zarobiły dla emerytów przez 10 lat funkcjonowania. Ostatnio minister pracy Jolanta Fedak i minister Jacek Rostowski przyznali wprost, że firmy zarządzające funduszami doskonale zarabiają, lokując nasze oszczędności. Tyle że emeryci zyskują na tym niewiele.
- To prawda, że powszechne towarzystwa emerytalne mają zyskowność większą niż dochody, które generują dla swoich klientów, i że przyczyniły się do likwidacji nadzoru, ale nieefektywność ich funkcjonowania powinna być bodźcem do reformy systemu, podniesienia jego efektywności, a nie do zmian, na których przyszli emeryci jedynie stracą - twierdzi dr Cezary Mech, w przeszłości twórca i szef Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi (UNFE). Jego zdaniem, tego typu instytucje jak OFE są niezbędne dla funkcjonowania gospodarki, tylko należy je prawidłowo uregulować, zmusić do znaczniejszego ograniczenia prowizji i opłat oraz do konkurowania między sobą o klienta.
- OFE są niezbędne, gdyż powodują prawidłową realokację środków od tych, którzy chcą oszczędzać, w kierunku tych, którzy mają pomysł na inwestowanie powierzonych środków - twierdzi dr Mech. Według finansisty, przesunięcie części składki z OFE do ZUS proponowane przez Rostowskiego i Fedak sprowadzało się do zamiany trwałych zobowiązań państwa, z których nie można się wycofać (obligacje), na dodatkowe zobowiązania ZUS, który już obecnie ma problemy z finansowaniem swoich zobowiązań.
W rzeczywistości jednak głównym problemem rządu wcale nie jest wysokość naszych przyszłych emerytur (bo o to martwić się będą przyszłe rządy), lecz problem lawinowo narastającego długu publicznego, który w przyszłym roku przekroczy najprawdopodobniej 55 proc. PKB, zbliżając się do konstytucyjnej bariery 60 proc., przy której Ustawa Zasadnicza nakazuje radykalne ściągnięcie cugli i natychmiastowe zbilansowanie budżetu, czyli redukcję deficytu do zera. Środki z naszych składek emerytalnych, przekazywane przez ZUS do OFE, są także częścią długu publicznego.
- Dziesięć lat temu zapomniano to inaczej zdefiniować i inaczej kwalifikować środki do długu publicznego - powiedział minister Boni. Być może zatem rząd bierze pod uwagę zmiany w tym zakresie. Sytuacja jest bowiem dramatyczna. W tym roku dług publiczny sięgnie ok. 7 proc. PKB. Priorytetem dla przyszłorocznego budżetu jest, aby nie przekroczył on 55 proc. PKB, czyli ok. 720 mld zł, co stoi pod wielkim znakiem zapytania. Część ekonomistów mówi nawet o science fiction. Gdyby wyłączyć ustawowo z długu publicznego 170 mld zł środków zgromadzonych w OFE, które są de facto inwestycjami kapitałowymi - to sytuacja w finansach publicznych znacznie by się poprawiła.
- Obawiałbym się takiego jednostronnego rozwiązania, ponieważ chociaż środki zgromadzone w OFE przyczyniają się do redukcji tzw. długu pozabilansowego finansów publicznych, to jednak reforma powinna uwzględniać zarówno proces ich narastania, jak i redukcji aktywów państwa w przypadku prywatyzacji - twierdzi dr Mech. Chodzi o narastające przyszłe zobowiązania emerytalne i zdrowotne wynikające ze starzenia się społeczeństwa, które w bilansie zadłużenia publicznego nie są uwzględniane, ale za 15-20 lat grożą rozsadzeniem finansów publicznych.
- To, co należałoby zrobić, to rzetelnie policzyć te przyszłe zobowiązania, aby dowiedzieć się, ile w rzeczywistości wynoszą - uważa finansista. Dalsze zadłużenie finansów publicznych powinno być, jego zdaniem, ograniczone wyłącznie do inwestycji: w infrastrukturę, nowe miejsca pracy oraz politykę prorodzinną - które gwarantują wzrost PKB i stopniową spłatę bilionowych zobowiązań państwa wobec własnych obywateli.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2009-11-17
Według wyliczeń rządowych, gdyby coroczna stopa zwrotu w OFE zwiększyła się o 0,25 pkt proc., to emerytury z II filara mogłyby być wyższe o 150-200 złotych. Innym rozważanym sposobem zwiększenia przyszłych świadczeń emerytalnych jest przedłużenie wieku emerytalnego. Jeden rok pracy dłużej pozwoliłby, według ministerialnych symulacji, podwyższyć emeryturę średnio o ok. 250 złotych. Warto przypomnieć, że w chwili wprowadzania reformy emerytalnej opartej na dwóch filarach - ZUS i OFE, ówczesny rząd obiecywał, że uzyskane emerytury będą mniej więcej na poziomie dotychczasowych zarobków. Potem stopniowo ograniczano te przewidywania do 70 proc. zarobków, 50 proc. i 30 procent. Poważnym wstrząsem dla opinii publicznej była wiadomość, że fundusze emerytalne podczas kryzysu finansowego straciły niemal wszystko, co zarobiły dla emerytów przez 10 lat funkcjonowania. Ostatnio minister pracy Jolanta Fedak i minister Jacek Rostowski przyznali wprost, że firmy zarządzające funduszami doskonale zarabiają, lokując nasze oszczędności. Tyle że emeryci zyskują na tym niewiele.
- To prawda, że powszechne towarzystwa emerytalne mają zyskowność większą niż dochody, które generują dla swoich klientów, i że przyczyniły się do likwidacji nadzoru, ale nieefektywność ich funkcjonowania powinna być bodźcem do reformy systemu, podniesienia jego efektywności, a nie do zmian, na których przyszli emeryci jedynie stracą - twierdzi dr Cezary Mech, w przeszłości twórca i szef Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi (UNFE). Jego zdaniem, tego typu instytucje jak OFE są niezbędne dla funkcjonowania gospodarki, tylko należy je prawidłowo uregulować, zmusić do znaczniejszego ograniczenia prowizji i opłat oraz do konkurowania między sobą o klienta.
- OFE są niezbędne, gdyż powodują prawidłową realokację środków od tych, którzy chcą oszczędzać, w kierunku tych, którzy mają pomysł na inwestowanie powierzonych środków - twierdzi dr Mech. Według finansisty, przesunięcie części składki z OFE do ZUS proponowane przez Rostowskiego i Fedak sprowadzało się do zamiany trwałych zobowiązań państwa, z których nie można się wycofać (obligacje), na dodatkowe zobowiązania ZUS, który już obecnie ma problemy z finansowaniem swoich zobowiązań.
W rzeczywistości jednak głównym problemem rządu wcale nie jest wysokość naszych przyszłych emerytur (bo o to martwić się będą przyszłe rządy), lecz problem lawinowo narastającego długu publicznego, który w przyszłym roku przekroczy najprawdopodobniej 55 proc. PKB, zbliżając się do konstytucyjnej bariery 60 proc., przy której Ustawa Zasadnicza nakazuje radykalne ściągnięcie cugli i natychmiastowe zbilansowanie budżetu, czyli redukcję deficytu do zera. Środki z naszych składek emerytalnych, przekazywane przez ZUS do OFE, są także częścią długu publicznego.
- Dziesięć lat temu zapomniano to inaczej zdefiniować i inaczej kwalifikować środki do długu publicznego - powiedział minister Boni. Być może zatem rząd bierze pod uwagę zmiany w tym zakresie. Sytuacja jest bowiem dramatyczna. W tym roku dług publiczny sięgnie ok. 7 proc. PKB. Priorytetem dla przyszłorocznego budżetu jest, aby nie przekroczył on 55 proc. PKB, czyli ok. 720 mld zł, co stoi pod wielkim znakiem zapytania. Część ekonomistów mówi nawet o science fiction. Gdyby wyłączyć ustawowo z długu publicznego 170 mld zł środków zgromadzonych w OFE, które są de facto inwestycjami kapitałowymi - to sytuacja w finansach publicznych znacznie by się poprawiła.
- Obawiałbym się takiego jednostronnego rozwiązania, ponieważ chociaż środki zgromadzone w OFE przyczyniają się do redukcji tzw. długu pozabilansowego finansów publicznych, to jednak reforma powinna uwzględniać zarówno proces ich narastania, jak i redukcji aktywów państwa w przypadku prywatyzacji - twierdzi dr Mech. Chodzi o narastające przyszłe zobowiązania emerytalne i zdrowotne wynikające ze starzenia się społeczeństwa, które w bilansie zadłużenia publicznego nie są uwzględniane, ale za 15-20 lat grożą rozsadzeniem finansów publicznych.
- To, co należałoby zrobić, to rzetelnie policzyć te przyszłe zobowiązania, aby dowiedzieć się, ile w rzeczywistości wynoszą - uważa finansista. Dalsze zadłużenie finansów publicznych powinno być, jego zdaniem, ograniczone wyłącznie do inwestycji: w infrastrukturę, nowe miejsca pracy oraz politykę prorodzinną - które gwarantują wzrost PKB i stopniową spłatę bilionowych zobowiązań państwa wobec własnych obywateli.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2009-11-17
Autor: wa