Zaniedbania były od początku
Treść
W śledztwie dotyczącym porwania i śmierci Krzysztofa Olewnika stwierdzono zaniedbania, a współpraca między prokuraturą i policją nie układała się dobrze. Tak zeznała na pierwszym jawnym posiedzeniu sejmowej komisji śledczej wyjaśniającej nieprawidłowości w pracach organów wymiaru sprawiedliwości prowadzących sprawę uprowadzenia i zamordowania Olewnika prokurator Elżbieta Gielo.
Elżbieta Gielo z warszawskiej prokuratury okręgowej prowadziła śledztwo od listopada 2002 r. do lutego 2003 roku. Olewnik został uprowadzony rok wcześniej. - Fizycznie śledztwo prowadziłam przez dwa miesiące sześć lat temu - mówiła. Podjęte przez nią działania to przesłuchanie pokrzywdzonych, analiza listu Krzysztofa Olewnika, zebranie informacji o zadłużeniu jego firmy.
Gielo powiedziała, że w początkowej fazie śledztwa prowadzący sprawę popełniali dużo błędów. - Błędem było forsowanie teorii o samouprowadzeniu, bo w aktach głównych nic na to nie wskazywało - stwierdziła prokurator. Jej zdaniem, błędem było także chaotyczne prowadzenie czynności początkowych, a śledczy zamiast koncentrować się na głównych świadkach, w tym rodzinie, znajomych, współpracownikach, skupiali uwagę na szeregowych pracownikach organów sprawiedliwości i podejmowali wątki drugo- i trzeciorzędne. Krytycznie oceniła też współpracę policji z prokuraturą. Dodała, że "można było lepiej zabezpieczyć ślady, zrobić lepsze oględziny miejsca zdarzenia, nie wykorzystano bilingów". Według niej, współpraca prokuratury z policją nie układała się dobrze, a policja miała większą wiedzę niż prokuratura. - W takich sprawach jak porwanie ważne są czynności operacyjne, ważne jest zaufanie między policją i prokuraturą - dodała.
Zaznaczyła jednak, iż "można zaryzykować stwierdzenie, że nawet prawidłowe czynności procesowe nie przyniosłyby efektu". Stwierdziła, że kluczem do sukcesu było zestawienie materiałów operacyjnych policji, anonimów i akt głównych sprawy.
Gielo zwróciła uwagę na niedoświadczenie policjantów zajmujących się sprawą. Spotykała się z policjantami dwa lub trzy razy, jednak nie znalazła wśród nich "współpracowników, do których mogłaby mieć zaufanie". Jednego pamięta, pozostałych nie byłaby w stanie zidentyfikować. Przy pierwszym spotkaniu, gdy nie znała jeszcze akt sprawy, funkcjonariusze ci przyjechali do niej "z pismami do podpisu". - Odmówiłam podpisania. Uznali, że warto pójść na mnie ze skargą. Nie wiem, czy to zrobiono, czy nie (...). Już ten pierwszy gest spowodował, że podchodziłam z pewną rezerwą - mówiła. Podkreśliła, że nie przypisywała im "złych intencji", natomiast uznała, iż nie mają doświadczenia i trzeba ich zmienić.
Mówiła też, że nie wie dokładnie, jakie kroki w sprawie podejmowała rodzina Olewników. - To było poza sferą mojej wiedzy - oświadczyła. Jej kontakty z rodziną były wówczas częste i odnosiła wrażenie, iż "robią wszystko, co w ich ocenie mogłoby pomóc".
Jak zeznała, w grudniu 2002 r. wysłała pismo do Komendy Głównej Policji z prośbą o przejęcie sprawy. - Dostałam odmowę. Wysłałam pismo do komendanta z prośbą o interwencję, ale odpowiedzi nie zdążyłam poznać. Z dalszego przebiegu sprawy wnioskuję, że jednostka została zmieniona dwa lata później - powiedziała.
Po przesłuchaniu Gielo przewodniczący komisji Marek Biernacki (PO) podkreślił, że jej zeznanie potwierdza już na początku prac komisji, iż w sprawie doszło do wielu nieprawidłowości.
Przed komisją zeznawał wczoraj także Leszek Wawrzyniak, prokurator z Prokuratury Rejonowej w Sierpcu, który kierował śledztwem w sprawie porwania Olewnika w jego początkowej fazie. Przypuszcza się, że pozwolił on, by w dochodzeniu zlekceważono wiele ważnych dowodów rzeczowych.
Krzysztofa Olewnika porwano w 2001 roku. Był więziony przez wiele miesięcy, następnie zamordowany. Już po tym fakcie jego rodzina, po otrzymaniu zapewnienia ze strony bandytów, że Krzysztof żyje, zapłaciła 300 tys. euro okupu w celu jego uwolnienia.
Paweł Tunia
"Nasz Dziennik" 2009-05-28
Autor: wa